Analitycy kontra techniczna linia wsparcia na WIG

26.01.2021, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

W ten weekend słuchałem kilku analityków. Nie wymienię ich z imienia i nazwiska, bowiem nie o to chodzi, aby cytować. Chcę jedynie pokazać pewien absurd rozumowania, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, jakim narzędziem się posługują. Na warsztat weźmiemy indeks WIG.

I od razu zacznę od wykresu. Załóżmy, że linia wsparcia zadziałała dwa razy, to czy mamy podstawy, aby uznać, że zadziała trzeci raz? Jak pokazuje wykres, trzeci raz jednak nie zadziałała, ale została wybicia silną luką bessy. Wtedy analitycy techniczni zaczęli się motać, obserwując, czy nastąpi powrót nad linię wraz z zakryciem luki bessy. Ponieważ nie nastąpił, wszech i wobec ogłoszono bessę (pamiętam szczególnie jedną analizę, w której mówiono wprost przy 36 000 punktów, że kupowanie w bessie jest pozbawione sensu i nie ma szansy na odbicie rynku).

 

Rynek jednak odbił i wrócił nad linię 'hossy’. Nastąpiła konsternacja, bowiem ogłoszono bessę, a tu i luka domknięta i indeks nad linią. Co zrobić? Ostrożnie zaczęto mówić o zalewie pieniądza na rynku (czy słusznie, jeżeli zobaczymy wolumeny na tym nadbiciu linii?). Kiedy cena wróciła pod linię hossy, ponownie ogłoszono nawrót bessy, bowiem wybicie było fałszywe.

Jak się okazało po czasie, rynek jednak wrócił ponownie nad linię. I tu dochodzimy do analiz z ubiegłego tygodnia. Analitycy mówią wprost, że takiego wyjścia nad linię hossy jeszcze nie było, więc jest to właściwie powrót hossy, aczkolwiek cofnięcia mogą się pojawić.

I teraz chciałbym zadać Czytelnikom pytanie, jak inwestować w oparciu o takie analizy? Kiedy bessa miała przyjść, należało sprzedawać (w dołkach po spadku). Kiedy hossa wróciła, to co należy zrobić? Pewnie kupić na zwyżce, skoro już mamy hossę. A może warto sobie zadać pytanie, czy linia, o którą toczy się bój, nie jest czymś, co dawno warto porzucić, bo jak widać, nie spełnia ona pokładanej w niej funkcji.

Napiszę Czytelnikom, że przed nami bardzo trudny okres. Rozumiem w pełni argumenty, że banki centralne drukują pieniądze. Z drugiej strony poważnie się należy zastanowić – skoro widać silne wolumeny dystrybucyjne w czasie zwyżki – czy zadruk gospodarki nie został wykorzystany przez dużych inwestorów do ucieczki z rynku?

Po okresie spadków, a już uruchomianego dodruku wskazałem, że duzi inwestorzy tym razem zostali zaskoczeni zniżką rynków, bowiem swoje pozycje na SP500 chociażby, otwarli znacznie wcześniej. Byli więc załadowani w aktywa. Czy zwyżka rynków wykonana poprzez dodruk nie była ukłonem w ich kierunku, aby zdołali wyjść z pozycji? Być może rynek w niedługim czasie wykona właściwą falę zniżki?

To, co proponuję, to autentycznie być ostrożnym. Zdaję sobie sprawę z tego, że z jednej strony widzimy rynki, które rosną. Z drugiej strony nigdy nie powinniśmy lekceważyć sygnałów słabości, które napływają na rynek. Dzisiaj z pewnością nie jest zbyt dobry czas na podejmowanie długoterminowych decyzji. Kiedyś rynek się zdeklaruje, strony na rynku się poukładają i nikt nie będzie miał wątpliwości, w którą stronę podążać. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby rynek był po spadkach, po akumulacji, a po pierwszej zwyżce  (nie tak, jak miało to miejsce od marcowego dołka), nie wystąpiła podaż. To w końcu brak podaży jest sygnałem, że na rynku nie ma sprzedających. A to właściwie jest jedyny warunek, którego można oczekiwać przed startem hossy.