Jeżeli ktoś lubi inwestować w certyfikaty turbo, to warto wiedzieć, że ich główny emitent na naszej Giełdzie, ING Bank N.V., wprowadził właśnie kolejne certyfikaty na akcje. Poza dostępnymi kilkoma certyfikatami na największe spółki na GPW (PEKAO, PGE, PKN, PKO, PZU) czy CDR i KGHM, pojawiły się właśnie certyfikaty na Amazon, Apple, Alphabet, Nvidia i Tesla.
Wszystko fajnie, ale…
Inwestując w certyfikaty turbo musimy mieć świadomość, że inwestujemy nie tylko swój kapitał, ale i kapitał pożyczony. Wystawiając zlecenie kupna na 1 certyfikat, kupujemy realnie 1 akcję (w przypadku gry na wzrost) lub pożyczamy od emitenta i sprzedajemy 1 akcję w przypadku gry na spadek. Płacimy jednak za nią ułamek jej wartości. Na regulowanym rynku bez żadnej dźwigni możemy kupić 1 akcję tylko wtedy, kiedy posiadamy pokrycie nie tylko na tę akcję, ale też na prowizję za ten zakup. W istocie certyfikaty turbo umożliwiają nam zakup akcji za ułamek jej wartości, zwłaszcza w przypadku drogich akcji amerykańskich.
Uwaga na konsekwencje
Pożyczamy pieniądze na zakup, więc musimy się liczyć z kosztem pieniądza. To jest kredyt. Kupując certyfikaty turbo, dajemy część własnego kapitału, a resztę pożyczamy. Ta pożyczka oprocentowana jest na jakiś procent, a koszt tej pożyczki wbudowany jest w wartość certyfikatu. Wartość naszej inwestycji będzie maleć wraz z ponoszonym kosztem finansowania. Im większa dźwignia, tym większa pożyczka i tym większy jej koszt.
To nie jest tak, że możemy kupić akcje i trzymać je bez konsekwencji przez kolejne 10 lat. Za każdy ten rok zapłacimy koszty utrzymywania pozycji (koszt pożyczonych pieniędzy).
Nie tylko kredyt, ale i USD/PLN
Dolar do złotówki będzie miał oczywiście wpływ na to, jak wyceniana będzie nasza inwestycja, jeżeli oczywiście inwestujemy w wymienione na wstępie akcje amerykańskie. Jako zwolennik inwestowania na rynku docelowym w docelowej walucie, nie lubię takiego rozwiązania.
Poziom bariery (poziom knock-out)
Czyli de facto poziom, w oparciu o który tracimy zainwestowany kapitał. Inwestując w certyfikaty turbo, musimy mieć świadomość tego, że kupujemy realne akcje na realnym rynku, ale tylko w części za swoje pieniądze. Kolejna część to pożyczone pieniądze. Emitent gwarantuje, że nic nie będziesz musiał mu oddawać, jeżeli padnie poziom knock-out. To dobre rozwiązanie. Złym rozwiązaniem jest to, że uderzenie ceny w poziom knock-out powoduje zamknięcie Twojej pozycji na akcjach z automatu i zwrot na Twoje konto wartości rezydualnej. Są to zazwyczaj przysłowiowe grosze w stosunku do wartości pierwotnej inwestycji.
Poziom bariery w chwili emisji jest oddalony o określony procent od ceny akcji. I poziom ten wraz z ponoszonym kosztem finansowania systematycznie wspina się w górę. Goni więc de facto cenę akcji wraz z upływem kolejnych tygodni. W przypadku gry na wzrost wszystko jest dobrze zorganizowane, ponieważ lewar pozwala nam zarabiać wraz ze wzrostem ceny znacznie więcej. Gorzej jednak, jeżeli dojdzie do poważniejszej przeceny. Wszyscy rozumiemy konsekwencje tego, jak łatwo można stracić cały kapitał.
Koszty i ryzyka lewarowania rynku
Ceny akcji mają to do siebie, że raz są niedoszacowane, a innym razem są bardzo przewartościowane względem tego, ile są warte dziś na realnym rynku. Takim przykładem może być chociażby NVIDIA, na którą wyemitowano certyfikaty. Bartek wrzucił w arkusz kalkulacyjny parametry i wynik podobnie, jak w przypadku wskaźników w Gurufocus, pokazał przewartościowanie. Niestety giełda jest nieprzewidywalna i w zasadzie nikt nie wie, jak sztuczna inteligencja wpłynie na przyszłe wyniki spółki. Być może te będą astronomiczne, co podniesie przychody i dalej zyski, uzasadniając wysoką wycenę akcji dzisiaj.
Jeżeli jednak wycena jest za wysoka, to musimy się liczyć ze spadkiem wartości ceny akcji do poziomu równowagi. Jeżeli zaś ten poziom będzie poniżej bariery dla certyfikatów turbo, to naturalną koleją rzeczy jest to, że zostaną one zamknięte.
Korzystaj z rozsądkiem i pełną świadomością tego, co kupujesz
Wszystkie narzędzia, czy instrumenty, które są dostępne na rynku, są dla inwestorów. Można z nich korzystać, ale zanim zacznie się to robić, powinno się dokładnie dowiedzieć, jak działają, jakie posiadają ryzyka, ale i możliwości, które można wykorzystać.
Kupno instrumentów z dźwignią może się wiązać z doskonałą okazją do zarobienia pieniędzy w przypadku trafienia w silnie wzrostową spółkę (w przypadku gry na wzrost). Jak jednak pokazują statystyki KNF, gra z dźwignią u inwestorów zwykle kończy się stratą. Zgodnie z danymi nadal ok. 80% inwestorów traci na grze na lewarze na instrumentach CFD. Niestety większość inwestorów przystępujących do tej gry z góry zakłada, że będą w zarabiającej mniejszości. Ze statystyka jednak się nie wygra. Prawdopodobieństwo zawsze w końcu nas dopadnie.
Inwestowanie bez lewara
Już dawno stałem się zwolennikiem inwestowania bez jakiejkolwiek dźwigni finansowej. Zbyt dużo w życiu widziałem przykładów na to, że jadąc spokojnie, pewniej zajedzie się do celu. Szarża czasem się opłaci, ale przeważnie nie ma sensu.
Znów pasuje mi przywołać całą historię Warrena Buffetta, który bez większego wysiłku i przez długie lata doszedł do momentu, w którym niejako z automatu zarabia dużo pieniędzy na dywidendach, a lewar (w pełni naturalny) stanowi dla niego czas i wzrost wartości firmy. Wystarczy sobie wyobrazić to, że kupuje się akcje za 5 dolarów. Jeżeli wzrosną one o 1%, to jest to 5 centów. Jeżeli jednak wraz z upływem lat akcje będą notowane po 60 dolarów, to wzrost o 1% spowoduje wzrost o 60 centów. De facto zyskaliśmy 12% od pierwotnej ceny zakupu. Tym jest właśnie lewar położony na wzrost wartości firmy w czasie.
Jeżeli jednak umiesz inwestować na lewarze i nie są Tobie obce wszystkie zależności, które wynikają z inwestowania w lewarowane instrumenty, warto zapoznać z ofertą nowych certyfikatów turbo bezpośrednio na stronie emitenta.
Zaloguj się na swoje konto, aby zostawić swój komentarz.