Biedna GPW

12.01.2022, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Nie lubię w życiu narzekać, ale czasem pojawiają się takie refleksje, że trzeba je wrzucić w eter. Dzisiaj popełniłem wpis, w którym proste wyliczenia wskazują, że w części oczywiście fundusze, ale też prywatni inwestorzy wyłożyli w ostatnim czasie na zakupy tego konkretnego waloru 160 mld dolarów. Takie zachowanie ma oczywiście swoje konsekwencje, o których poniżej. Pokażę na ich podstawie różnice pomiędzy krajowym rynkiem, a amerykańskim.

Płynność problemem polskiej giełdy

Jeżeli mówimy o Smart Money, mówimy o kapitale, który jest w stanie zaabsorbować podaż. Musi więc posiadać odpowiednio duży kapitał względem płynności na danej spółce. Na spółce, na której dzienny obrót wynosi 10 000 zł, Smart Money będzie określany przez kapitał rzędu miliona zł. Może on stopować napływającą podaż i zaabsorbować jej znaczną część. Jeżeli podaż zniknie, może uruchomić delikatny popyt, który będzie podbijał cenę.

Na naszym krajowym rynku jest (może) kilku inwestorów, którzy operują na rynku. Nie znam ich osobiście. Kiedyś – jeszcze z 10 lat temu – pojawiały się głośne nazwiska. Dzisiaj tego już nie ma. Smart Money są zatem w naturalny sposób na naszym rynku fundusze inwestycyjne, które mogą podjąć jakieś działania na walorach.

Jaki jest problem? Fundusze inwestycyjne nie mają własnych pieniędzy. Mają za to pieniądze uczestników funduszy inwestycyjnych. Są więc zmuszone do kupowania akcji wtedy, kiedy napływają do funduszy środki. I co gorsza, są zmuszone do sprzedawania akcji, kiedy środki z funduszy odpływają. Staja się zakładnikami własnych klientów i ich emocji. Jeżeli Czytelnik niniejszego artykułu czyta moje przemyślenia od dłuższego czasu, może już przypuszczać, dokąd zmierzam.

Większość uczestników rynku działa stadnie. Jak ceny akcji spadają, sprzedają. Jak rośnie, to kupują. To samo jest z funduszami inwestycyjnymi. Jak jednostki tracą, ludzie uciekają, zamiast kupować i odwrotnie, zasilają fundusze, kiedy rynki rosną.

Jak zatem Smart Money – w naszym przypadku fundusze inwestycyjne – mogłyby się zachować racjonalnie i skupować przeceniane aktywa na bessie? Z jednej strony chcą kupować (nie wierzę, żeby zarządzający byli amatorami, którzy nie rozumieją podstawowych mechanizmów), a z drugiej strony nie mają za co. I co gorsza, skoro ludzie umarzają jednostki, to muszą sprzedawać akcje. Tak, sprzedawać zamiast kupować.

Dlaczego amerykańska giełda jest ciągle w hossie?

Nie mówię poprzez to, że np. w Stanach Zjednoczonych ludzie zachowują się inaczej. Pewnie w razie spadków mogą zachowywać się podobnie, ale:

  • W Stanach Zjednoczonych jest masa inwestorów z prywatnym kapitałem. Ktoś ma 10 mld dolarów i wolną rękę. Ceny lecą? Ok, skupuje. Jest twardym Smart Money.
  • Fundusze inwestycyjne to często są różnego rodzaju programy emerytalne, nastawione na akumulację aktywów na długi termin.
  • Rynek giełdowy jest z definicji wspierany przez rząd oraz przez FED.
  • Jeżeli stanowi się prawo, to aby pomagać, a nie szkodzić. Przynajmniej nie przeszkadzać.

Z tego właśnie powodu sygnały akumulacyjne w Stanach Zjednoczonych mają znacznie wyższą wartość od tych krajowych. Tam – wydaje się – proces akumulacji to gra do jednej bramki. U nas przypomina to zawody, w których każdy chce wygrać, ale często strzela gole do własnej bramki.