Czynników wpływających na nadmierny wzrost jest jest bardzo wiele. Nie da się jednak ukryć, że dynamiczny wzrost inflacji skorelował się w czasie z początkiem pandemii. Wojna na Ukrainie przyspieszyła procesy inflacyjne poprzez presję na ceny surowców i energii.
Według GUS inflacja na koniec grudnia nadal utrzymuje się bardzo blisko szczytu z 2022 roku. Do tego jest znacznie powyżej celu inflacyjnego NBP na poziomie 2,5%, nawet jeśli uwzględnimy odchylenie.
Funkcja recesji
Zwykle w czasie recesji formy dochodzą do punktu, gdzie ich moce produkcyjne (podaż) przewyższają popyt na ich produkty i usługi. Spadek popytu wywołuje spadek przychodów i zysków. Spółki zmuszone są szukać oszczędności m. in. poprzez redukcję zatrudnienia i cięcia wydatków na inwestycje i rozwój.
Bezrobotni pobierają zasiłki, ale zwykle są one mniejsze niż dotychczasowa pensja. To dalej zmniejsza popyt i pogłębia recesję. Ostatecznie podaż dostosowuje się do zmniejszonego popytu, ale kosztem spadku cen i PKB. W końcu podaż spada poniżej popytu i rynek musi się dostosować. Po drodze aktywują się banki centralne, które poprzez obniżki stóp procentowych stymulują gospodarkę. Zwiększając ilość pieniędzy w obiegu, nakręcają konsumpcję.
Gospodarka powoli wchodzi w fazę ożywienia. Tym bardziej, że recesja w takiej formie wyrzuca z rynku nierentowne i słabe firmy. Pozostałe wychodzą z kryzysu silniejsze i zwiększają udział rynkowy.
Pandemia i inflacja
W marcu 2020 roku rządy włączyły hamulec i gospodarki przeszły w stan uśpienia. Ludzie pracy dostawali w USA czeki na tyle sowite, że nie opłacało się szukać pracy. Co więcej, zasiłki trafiały również do osób, które nadal pracowały (również zdalnie). W Polsce również społeczeństwo korzystało z rożnego rodzaju tarcz i dopłat. Pieniądze na te programy nie brały się znikąd. Rządu musiał się zadłużyć (wzrost deficytu), ale co ważniejsze, te środki nie mały pokrycia w PKB.
Pieniądze bez pokrycia były jednak wydawane, tylko na inne rzeczy. Niektóre sektory gospodarki straciły, ale inne zyskały, np. wyposażenie wnętrz, bo ludzie robili remonty lub handel online. Mieliśmy wiec spadek aktywności gospodarczej, ale wciąż wysoki popyt konsumpcyjny. Za dużo było pieniędzy (i nadal jest), które walczyły o mniej dóbr. To przepis na wzrost cen, czyli inflację.
Aktualnie o pandemii w zasadzie się nie mówi, ale rządy nadal dotują gospodarkę i społeczeństwo. Tym razem w ramach walki z wysokimi cenami energii. To jednak gaszenie pożary, którego jest się sprawcą.
Gwałtowny wzrost wynagrodzeń
Aby zrekompensować ludziom utratę siły nabywczej i nie stracić elektoratu, wypłacane są kolejne zasiłki i dotacje, podnoszona jest pensja minimalna i rosną obciążenia przedsiębiorców (w Polsce Nowy Ład). Jeśli nie nadąża za tym gospodarka i PKB, spirala inflacyjna się nakręca. Firmy, by nie stracić pracowników, zmuszone są podnosić wynagrodzenia.
Wzrost wynagrodzeń to dla przedsiębiorców wzrost kosztów prowadzenia biznesu. Tym samym musi to w całości lub części przerzucić na konsumenta. Rosną ceny i mamy kolejny element inflacyjnej układanki. Najbardziej cieszą się pracownicy niektórych sektorów, w których dynamicznie rosną wynagrodzenia. Trzeba jednak pamiętać, że to wzrost nominalny.
Jeśli urealnimy wzrost wynagrodzeń o 20% inflacji, okaże się w wielu przypadkach, że dochód realny stoi w miejscu lub spada.
Podsumowanie
Nie ma prostej recepty na inflację. Sama podwyżka stóp procentowych działa z dużym opóźnieniem, ściąga tylko pusty pieniądz z rynku i normalizuje wyceny akcji. Nie naprawi gospodarki, gdy potrzebne są reformy strukturalne. O te będzie jednak trudno, bo np. w Polsce za chwilę są wybory i rządzący nie będę chcieli zrażać do siebie wyborców. Jedno jest pewne. Póki ktoś będzie dostawał kasę za to, że nie pracuje, ten czynnik będzie wspierał inflację.
Zaloguj się na swoje konto, aby zostawić swój komentarz.