Kilka słów o złocie

10.03.2021, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Mój dzisiejszy wpis będzie dotyczył złota, inwestycji w niego (lub i nie) oraz podejścia do złota. Spróbuję trochę inaczej na ten temat popatrzeć i dać Czytelnikom alternatywny punkt widzenia. Nie braknie jednak samej analizy wolumenów, aby zobaczyć na tendencję przepływu kapitału.

Mity inwestowania w złoto

Narosło tyle mitów na temat inwestowania w złoto, że trudno je zliczyć. Pamiętam naszą ostatnią poważniejszą wymianę zdań (tutaj z Czytelnikami) na temat złota. To był czas, kiedy – no powiedzmy – nieco mocniej rosło, a ceny transakcyjne za fizyczny metal oderwały się od cen rynkowych o jakieś 30%. Pisałem wtedy, że to najlepszy czas, aby pozbyć się towaru.

Wiecie, jak ktoś chce płacić 30% więcej za coś, co jest dużo mniej warte na rynku, to dlaczego tego czegoś komuś nie sprzedać? Statystyki były takie, że większość i tak chciała złoto kupić, bo będzie rosło!!!! Jeden człowiek, pamiętam go do dzisiaj, sprzedał. Mniej więcej uzyskał 2400 dolarów za uncję przy cenie ok. 1900 wtedy. Dzisiaj, kiedy notowane jest po ok. 1700, można powiedzieć, że zrobił dobry biznes, w przeciwieństwie do krzykaczy, którzy o racjonalności inwestycji nie słyszeli. Wtedy też cały świat mediów publikował filmy na temat złota i jak to dobrze w niego inwestować, podobnie jak teraz ma to miejsce z kryptowalutami.

Złoto ma ten problem, że się świeci, a ludzie jak sroki lubią mieć coś, co się świeci. Tylko zobaczcie, rządy państw drukują pieniądze, pieniądze są coraz mniej warte, a jakoś złoto na wartości nie zyskuje. No dobra, zyskuje, ale absolutnie nie ma tutaj zdrowej proporcji pomiędzy nadrukiem pieniądza, a ceną złota. USA drukują dolary na potęgę. Bardziej, niż kiedykolwiek w historii. A złoto? Jakoś reaguje? Nie reaguje, chyba że spadkami.

To Warren Buffett kiedyś zrobił wyliczenia (lub zrobiono je dla niego, a on o nich powiedział), że inwestując swoje pierwsze pieniądze w amerykański biznes (giełdę), miałby zysk 5288:1 (ponad 600 000 dolarów). Robiąc to samo w złoto, zysk wyniósł w tym samym czasie 4322 dolary (mniej niż 1% tego). Na 2019 rok zadłużenie wzrosło od tamtego czasu 400-krotnie (dzisiaj znacznie więcej ze względu na nielimitowany dodruk). W komentarzach do filmu na ten temat pojawiła się uwaga, że złoto nie rośnie, bo po zniesieniu parytetu złota w 1971 roku nie mogło rosnąć na zasadach rynkowych. Tym bardziej zasadne jest pytanie, po co trzymać złoto, które nie może rosnąc tak, jak akcje, a do tego nie generuje żadnego dodatniego przepływu pieniężnego.

Czy mamy podstawy obecnie sądzić, że skoro zadłużenie rośnie jeszcze bardziej, to złoto będzie się zachowywało… no właśnie jak. Zacznie rosnąć z tego powodu, z powodu którego nie rosło przez ostatnie kilkadziesiąt lat? Jakie mamy podstawy sądzić, że to faktycznie bezpieczna przystań? Historia kilkudziesięciu lat tego nie potwierdzała i dzisiaj również tego nie potwierdza. Gdyby potwierdzała, cena złota rosłaby w kosmos. A nie rośnie.

Może więc złoto nie ma tych cech, które z ochotą mu przypisujemy i nie jest bezpieczną przystanią? Złoto jest tylko metalem. Nie płaci nam dywidendy. Nie wypracowuje zysku. W naszym posiadaniu nie pełni żadnej istotnej (w czasach pokoju) funkcji. W dodatku nie pracuje w przeciwieństwie do kapitału, który przeznaczymy na zakup jakiejś spółki giełdowej.

Oczywiście rozumiem problem polegający na tym, że inwestycja poczyniona dzisiaj w spółkę giełdową, może okazać się całkowicie nietrafiona w perspektywie 30-50 lat. Spółki może już nie być, a złoto jednak nam się nie rozpadnie. I w tym sensie złoto faktycznie jest nośnikiem. Ale nośnikiem czego? Wartości? Słowo wartość jakoś nieszczególnie mi pasuje z powyżej wymienionych powodów. Wartości pieniądza nie przenosi lub jeżeli przenosi, to jak pokazała statystyka, niewielką na poziomie 1% tego, co mogłyby dać akcje. To żadna wartość.

Żyjemy w dziwnym świecie, ale jest to nadal świat dużych wolności, z których możemy korzystać. Jedną z tych wolności jest możliwość kupna części biznesów (duże biznesy można kupować poprzez giełdę) i w tym sensie uczestnictwa w ich rozwoju. Za kapitał otrzymujemy określony udział i zyski, które wypracowuje nasz kapitał. Ten zysk można re-inwestować, co jak pokazuje historia, jest jak najbardziej opłacalne.

Dopuszczam do siebie myśl, że być może złoto pełni również inne funkcje w rękach indywidualnego inwestora, których obecnie nie dostrzegam. Może Czytelnicy podzielą się tym poniżej w komentarzu.

Podchodząc do złota tylko w sposób analityczny, nie kupiłbym go obecnie wcale. Podtrzymuję zatem to, co pisałem wielokrotnie w różnych analizach (w tym w czasie wzrostu, kiedy ludzie zbyt bardzo chcieli je mieć). Na dowolnym rynku warto jest inwestować w taką strukturę zachowania kapitału, gdzie ten do danego instrumentu płynie, ale z niego jednocześnie nie odpływa. Widać to tak, że na wzroście wolumen rośnie, a na korekcie wzrostu maleje. To jest impuls wzrostowy i jego korekta.

Korekta nieregularna na złocie

Problem oczywiście pojawia się, kiedy wolumen najpierw maleje, a później przyrasta i dzieje się to na wzroście. Większość ludzi widzi tylko wzrost, więc uznają to za hossę i kolejny impuls wzrostowy, więc pchają tam kapitał. Niestety najczęściej jest to korekta nieregularna bądź pędząca. Kluczem do rozróżnienia jest oczywiście wolumen (dlatego tak istotne jest mieć do niego dostęp):

Korekta nieregularna:

 

Z moich obserwacji wynika, że korekty nieregularne rysują się (niestety) coraz częściej. To sprawia, że wzrosty trwają dłużej (dzięki wysokiej fali B), ale i korekty później są bardziej dotkliwe (fala C wybija dołek fali A). Dlaczego tak się zaczęło dziać?

Wiemy wszyscy, że na rynku jest dużo kapitału. Dużo kapitału mają również instytucje finansowe. Instytucje finansowe bardzo często rozpędzają ruch na fali B, na której cała masa ludzi się dołącza, po czym startuje ruch spadkowy na fali C, który wybija dołek fali A. Dlaczego? A gdzie ludzie postawią stopy? Oczywiście pod falą A. Kiedy rynek schodzi pod falę A, większość analityków widzi bessę, więc o tym pisze, napędzając wzrost.

Jak się przekonacie, jeżeli słusznie do tego tematu podejdziecie, tam też są największe wolumeny. Najwięcej się sprzedaje i duże instytucje najwięcej mogą kupić. Tak, jak najwięcej ludzi dołącza się w ostatniej fazie wzrostu (wysoka fala B), tak samo najwięcej ludzi ucieka z rynku w okolicach dołka fali C. Stąd też w ekstremach obserwujemy największe wolumeny.

No to jak już mamy teorię za sobą, zobaczmy na złoto. Jak wiemy, zwykle korekta fali A powinna iść na malejących wolumenach. Fala B zaś powinna mieć taką sekwencję: „malejący wolumen i rosnący wolumen (fala abc)” lub jeżeli mamy podwójnego zygzaka na fali b, to „malejący wolumen i rosnący wolumen, następnie malejący wolumen i rosnący wolumen” (fala abc B abc).

 

W tym kontekście dostrzegam na wykresie wysoką falę B i umownie oczekuję wybicia dołka fali A, tj. spadku ceny złota poniżej 1000 dolarów, zanim w ogóle będzie można myśleć o nowym impulsie wzrostowym.

Złoto obecnie moim zdaniem ma mniej zalet, niż wad z niego płynących, z nadrzędną polegającą na tym, że już na rynkach kupił je tłum. Dlatego nie jest to dla mnie żadna opcja na inwestycję prawdopodobnie na najbliższe lata.