Bitwy w głowie inwestora

13.01.2021, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Wczoraj pod jednym z naszych filmów na kanale YouTube jeden ktoś napisał pytanie, co on ma teraz zrobić, bo w listopadzie zainwestował oszczędności całego życia w CDP i teraz myśli o tym, że popełni samobójstwo. Wnioskuję, że skoro w listopadzie kupił, to zrobił to w przedziale 360-400 zł i w tej chwili ma stratę wszystkich oszczędności na poziomie kilkudziesięciu procent.

Truizmem byłoby napisać, że nie trzeba było wchodzić na dystrybucji, ale wszyscy wiemy, jak jest. Każdy z nas, a kto nie, niech pierwszy rzuci kamieniem, uważając na własny monitor, uległ kiedyś jakiejś manii i koniecznie chciał mieć walor lub aktywo. Emocje były silniejsze od racjonalnego myślenia.

Jak ogarnąć emocje w inwestowaniu?

Ze swojej strony na niniejszym blogu wiele razy pisałem o tym, aby w procesie inwestowania maksymalnie tonować emocje, które się z tym wiążą. Właściwy i jedyny dopuszczalny stan to taki, w którym mamy świadomość, że decyzję podejmujemy w racjonalnej części naszego mózgu. Jeżeli zaś widzimy, że rządzi nami chwilowo część emocjonalna, to jedynym wyjściem jest odpuścić. Inwestycję lub moment podjęcia decyzji, dopóki nie będziemy w stanie jej świadomie podjąć. Decyzja ma wynikać z racjonalnej, a nie emocjonalnej przesłanki.

Emocje robią różne rzeczy z człowiekiem i to na jego własne życzenie. Podam kolejne przykłady. Sprzedaliśmy KGHM z ogromnym zyskiem (ponad 110%) i to jest fakt. Faktem jest jednak też to, że cała masa ludzi wiesza na nas za to psy. Dosłownie. Skoro sprzedaliśmy po 140, a widzimy, że rośnie, to mogliśmy odkupić. W zasadzie to z takim podejściem powinniśmy nie być na giełdzie, tylko buraki kopać (dosłowny cytat pozbawiony części przekleństw). Jak poradzić sobie z tym, że zebrało się z rynku ponad 100%, a można było przecież jeszcze kilkadziesiąt procent więcej mieć?! No pewnie, że można było, ale nie zapominajmy, że jesteśmy na giełdzie i niezaksięgowany zysk nie jest żadnym zyskiem.

Dwie strony jednego medalu, czyli gotówka kontra akcje

To, że rynek wzrósł, a ktoś ma gotówkę, nie jest wadą, ale być może zaletą. Chińczycy mówią, że jest energia i ma dwie strony. Czarną i białą. Dzisiaj masz gotówkę, a mogłeś mieć akcje. Jeżeli wystąpi krach, który zdarza się raz na 10-20 lat i w kilka sesji rynek spadnie 40%, to Twój pogląd zmieni się całkowicie.

Będziesz mówił, jak to dobrze, że byłeś taki mądry i nie goniłeś rosnącego rynku, tylko trzymałeś gotówkę. Wszystko można sobie zdrowo wytłumaczyć, pamiętając, że nawet, jak krach nie wystąpi, to występują głębokie korekty, które zabiorą Cię z peronu, na którym czekasz cierpliwie.

W czasie, kiedy rynek rośnie, w głowach inwestorów pojawia się nadmierna pewność. Tak to w tej chwili nazwałem. Skoro rynek rośnie już 600 punktów, to sytuacja wydaje się być całkowicie unormowana. Rynek dalej będzie rósł, może z jakąś drobną korektą, ale będzie rósł.

To jednak tak nie działa. Rynek zrobi to, co chce zrobić i to my powinniśmy dostosować własną sytuację decyzyjną do jego postępowania. Podam przykłady. Jeżeli nam, jako inwestorom głównie dywidendowym zależy na kupnie dobrych spółek dywidendowych tanio, to tak naprawdę musimy robić dwie rzeczy:

a) zbierać gotówkę,

b) czekać, aż rynek spadnie z wybranymi aktywami, które chcemy kupić.

Spadki w krótkim terminie są więc nam na rękę, bo dostarczają nam możliwości. Oczekiwanie spadku z kolei nie oznacza, że w długim terminie nie widzimy wzrostu. Owszem widzimy i chcemy go optymalnie wykorzystać.

Co trzeba robić w krótkim terminie?

Gracze i spekulanci, operujący przede wszystkim na zmienności ceny, winni uważnie analizować krótkoterminowe wykresy, bowiem rynek może zawrócić w dowolnym momencie (w dół lub górę w zależności od położenia). Fakt, że robi to najczęściej w okolicach ekstremów, powinno nam dać oczywiście odpowiednią perspektywę, ale też nie oznacza to, że zmiana zajdzie na ekstremach. Może pojawić się wcześniej, a gracz giełdowy w krótkim terminie powinien być przygotowany dosłownie na wszystko.

Nigdy nie powinien utwierdzać się w przekonaniu status quo rynku, że kierunek został obrany i zawsze już taki będzie! Nawiązuję tutaj bezpośrednio do całej masy wiadomości o bezwarunkowym istnieniu domniemanej hossy na rynku, w czasie której spadki są niemożliwe.

Prognozy są funta kłaków warte

I na końcu napiszę o efekcie prognoz . Zdecydowana większość Czytelników analiz oczekuje dokładnych prognoz (np. co wydarzy się w 2021 roku). Wiecie, to się doskonale czyta jako zapychacz czasu i własnej ciekawości, tyle, że takie prognozy są funta kłaków warte. Mówię Wam to ja, który wiele prognoz w życiu postawił i gdzie niektóre się sprawdziły, a niektóre nie, bo zaszły zmiany, które uniemożliwiły ich spełnienie.

Jest dosłownie jedna prawda na rynku. Na spadku mogą być gigantyczne wolumeny, które oznaczają akumulację, ale jeżeli na zwyżce pojawią się większe wolumeny dystrybucyjne, to nie ma mowy, aby rynek rósł. Możemy dla Was pisać o akumulacji i możliwym wzroście w oparciu o tę właśnie akumulację, ale jeżeli nagle inny duży inwestor lub ich grupa sprzedadzą akcje, to prognoza przestaje być aktualna (jak i akumulacja, bo pojawiła się dystrybucja). Każdy z nas powinien umieć wtedy uznać, że rynek się zmienił i zmieniła się sytuacja, więc i zmianie powinna ulec decyzja, która prowadzi do zaangażowania lub nie własnych pieniędzy na giełdzie.

Jeżeli jednak ktoś poprzestaje na stwierdzeniu, że „pisaliście o akumulacji i miało rosnąć” i w takim razie „idźcie buraki kopać, bo inwestować nie potraficie”, to przypuszczam, że jednak długa droga przed nim. Dobrzy inwestorzy, czy traderzy nie są od prognozowania, ale od podejmowania decyzji w oparciu o to, co dzisiaj, jutro czy pojutrze zrobią najwięksi inwestorzy. Inwestujemy w ich cieniu, podążając za ich strumieniem pieniądza, próbując wziąć z rynku część, która należy nam się tylko wtedy, jeżeli własne działanie dostosujemy do kreowanego przez nich trendu.