Czy trzeba znać przyszłość w inwestowaniu?

03.02.2023, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Największym problemem inwestorów, początkujących i tych zaawansowanych jest wręcz obsesyjna konieczność prognozowania tego, co może się wydarzyć na giełdzie.

Stosują najróżniejsze narzędzia, począwszy od analizy technicznej (stworzona do badania przeszłych trendów), wskaźników, oscylatorów technik przyszłościowych (tzn. starających się popatrzeć w przyszłość, jak średnie Guppiego, czy technika Ichimoku). Problem tylko w tym, że są to narzędzia matematyczne, które liczą przyszłość na bazie przeszłego zachowania cen. Są oparte na przeszłości i w zasadzie dają tylko ułudę przewidywania przyszłości.

Zdrowy rozsądek

Skoro natura dała nam zdolność logicznego myślenia, to powinniśmy sobie pozwolić na wrzucenie na luz i zrozumienie, że to, co na giełdzie większość próbuje robić, jest pozbawiona sensu. Piszę o chęci przewidywania przyszłości. Jej nie da się przewidzieć.

Wyobraźmy sobie, że mamy bessę i wszyscy już tylko widzą spadki. Trudno ich nie widzieć, skoro wykresy wyglądają bardziej stromo niż skocznia mamucia. Wchodzą banki centralne i ogłaszają, że będą drukować tyle dolarów i euro, że nikomu nie zabraknie. Czy takie wydarzenie zmieni perspektywę rynku?

Oczywiście, że tak. Widzieliśmy to już w kryzysie w 2009 roku, czy w pandemii w 2020. To w końcu przykłady z życia wzięte. Czy w okresie sprzed kryzysu 2007-2009, czy przed Covid można było się domyślić, że największe prywatne instytucje mogą upaść lub świat zostanie zamknięty kwarantanną? Niewiele na to wskazywało, a jednak się wydarzyło.

Takie problemy były, są i będą się pojawiać. Jest również duże prawdopodobieństwo, że nie zdołasz ich przewidzieć.

Giełdowe ryzyko

Inwestowanie zawsze jest ryzykowne. Bessa pojawiała się, jest obecnie, kiedy piszę ten artykuł i w przyszłości również się pojawi. Podobne cykle będzie miała hossa. Problemem jest rozumienie giełdowego ryzyka, jakie się podejmuje w okresie inwestowania.

Zupełnie inne ryzyko będzie towarzyszyć inwestorowi w spółce, która ma problem z zarabianiem pieniędzy, a zupełnie inne ryzyko pojawi się przy spółce, która regularnie zarabia pieniądze. Rozsądny człowiek traktuje giełdę jak własny biznes. Normalne powinno być to, że wybieramy biznesy, które są dobre i które mają zdolność do zarabiania pieniędzy, a nie spółki, które mają problem ze wszystkim , a szczególnie z rentownością i generowaniem gotówki.

Nie jest tajemnicą, że bessa sprawia, iż ceny akcji spadają. Na wartości tracą również dobre spółki. Ale też dobre spółki szybciej odzyskują swoją wartość i wychodzą na nowe szczyty, w przeciwieństwie do słabych spółek, które po bessie niekoniecznie mogą się podnieść.

Mit drogiej spółki

Kiedy zobaczymy takie spółki, jak Amazon, Google, Apple, ale też na Visę (akcje Visa), Mastercard (akcje Mastercard), krajowy Spyrosoft lub Kęty (akcje Kęty), to zobaczymy spółki, które raczej regularnie zyskują na wartości. Ceny akcji tych spółek poruszają się w trendach wzrostowych, przecinanych bessami lub większymi/mniejszymi korektami.

Jak to się dzieje, że spółki, które tyle urosły, nadal rosną? Gdzie jest granica, która powie nam, że jest drogo? Jak inwestor może to wycenić?

Jest na to sposób. To zdolność generowania przez spółkę określonego przychodu na akcję. P/S (Price/Sales) lub cena akcji dzielona przez przychody spółki na jedną akcję, mówi nam o tym, ile dzisiaj musimy zapłacić za określoną sprzedaż. Jeżeli dzisiaj płacimy 20$ za jedną akcję, która generuje nam 5$ przychodu, a w przyszłości zapłacimy 100$ za spółkę, która generuje nam 25$ przychodu, to w istocie płacimy w każdym przypadku godziwą cenę. Podobnie będzie w dalszej przyszłości, jeżeli cena akcji urośnie do 200$, a na jedną akcję będziemy mieli już 50$ przychodu.

Ile kosztuje przyszłość?

To, czy spółka jest droga, czy nie, określa nam właściwie jej zdolność do zarabiania dla nas pieniędzy. Jeżeli z roku na rok spółka zarabia coraz więcej, to poważnie się zastanówmy, czy dzisiaj płacąc za akcje 100 dolarów, za 2 lata ktoś nie stwierdzi, że 200 dolarów to nowa godziwa cena za te 2 lata.

Tak podchodząc do giełdy, kupujemy sobie przyszłość. Dzisiaj płacimy cenę X po to, aby w przyszłości mieć akcje, które będą warte X+n. I to niezależnie od tego, czy po drodze zaliczymy bessę, korektę, czy może hossę.

Krótki, czy długi termin?

Zdecydowanie długi, ponieważ długi termin inwestowania wygładza zdarzenia bessy, wszelkie katastrofy i inne nieprzewidziane wydarzenia, które z pewnością wystąpią i zaskoczą niejednokrotnie inwestorów. Jeżeli kupisz dobrą spółkę, dobrze rozwijający się biznes, plony zbierzesz w przyszłości. Rynek nie jest głupi i ślepy. W przyszłości za akcje firmy, która prężnie zarabia, zapłaci Ci odpowiednio więcej. To pewne jak w banku.

W krótkim terminie możesz próbować rysować na wykresie cokolwiek, stosować jakiekolwiek techniki, które będą miały za zadanie przewidzieć przyszłość, tylko po co. Przyszłość w najkrótszym terminie nie jest przewidywalna. Możesz w zamian za to rynkowi pozwolić zrobić to, co ma do zrobienia. Pozwolić mu się rozwijać i doceniać wartościowe spółki.

Podsumowanie

Przyznam szczerze, że kiedyś dość luźno podchodziłem do słów Warrena Buffetta, który powiedział, że dla niego najlepszy okres trzymania akcji to wieczność. Przyznam, że jakoś to ze mną nie rezonowało. Dzisiaj, kiedy rozumiem powagę tych słów, żałuję, że na wcześniejszym etapie mojego życia nie było mi dane tego zrozumieć.