Czym różni się bessa 2007-2009 od obecnych spadków?

16.03.2020, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

W mediach jest przedstawianych wiele różnych i często niesprawdzonych informacji. Są one nieprzemyślane, często nielogiczne i pozbawione sensu. Są tak absurdalne, że głowa boli od samego czytania. Większość wypowiadających się osób to komentatorzy obecnie widzianej sytuacji. Kreują się na ekspertów, sieją informacje, by – jak wiatr zawieje w przeciwnym kierunku – szybko zmieniać zdania. Ten zalew mało rzetelnych informacji jest żałosny i wprowadza zamęt w umysłach ludzi.

Rzeczywistość inwestowania na giełdzie

W świecie inwestycji giełdowych jest kilka prawd absolutnych (nie oznaczających bynajmniej, że dzięki nim przewidzisz przyszłość) oraz wiele – długich na kilometry, gdyby ustawić je w kolejne – bzdur. Jedną z prawd jest to, że kapitał kreuje ceny. Jak ktoś wystawia zlecenia kupna podczas spadku, to samoistnie swoim działaniem hamuje proces spadku. Inaczej jest w przypadku wzrostu.

Kiedy jest sygnał kupna?

Jeżeli mamy wzrost i wolumeny połączone ze świecami z górnymi cieniami, najlepiej na nowym maksimum cenowym, to mówimy tutaj o dystrybucji papierów w rynek i z tym aksjomatem działania popytu i podaży na rynku nikt nie powinien się kłócić. A jednak różni filozofowie podniecają się faktami takimi, jak wybicie szczytu, przetestowanie go od góry i wybicie maksimum. To dokładnie (zaznaczony moment) jeden z analityków (komentatorów bieżącej sytuacji) nazwał silnym sygnałem kupna:

To ja się może od razu zapytam, jak nazwać ten silny wolumen na minimach? Zapewne powinno się go nazwać silnym sygnałem sprzedaży. Dla porządku oczywiście. Inny bieżący komentator sytuacji w czwartek, przed wzrostem SP500 o prawie 10% ogłosił publicznie, że właśnie weszliśmy w rynek niedźwiedzia. Rozpoczęła się bessa.

Gdyby coś takiego stwierdzić przed samymi spadkami, to byłoby może w tym coś bliższego prawdy, ale nie po spadkach. Po spadkach nie zaczyna się rynek niedźwiedzia, co najwyżej się kończy. Jeszcze bliżej prawdy byłoby mówić o tym, o czym trąbię od dawna, że jesteśmy w falach 4 wyższego rzędu, co np. pokazałem zdaje się w październiku lub listopadzie ubiegłego roku:

Dzisiaj widać już nie tylko namalowaną wysoką falę B, ale i już spadkową falę C w fali 4, o której poniżej.

Jak startuje hossa?

Ludzie porównują obecną sytuację (już post factum) do bessy z 2007-2009 roku. Aby była bessa, najpierw może powinniśmy wejść w hossę? Ale żeby wejść w hossę, to trzeba zatankować paliwo do baku, a tym paliwem nie jest nic innego, jak skupowanie aktywów w czasie trwania spadków do portfeli. Duży inwestor nigdy nie kupuje aktywów podczas zwyżki, napędzając sobie wzrost. Duży inwestor skupuje aktywa w czasie spadku. Warren Buffet nie skupuje akcji, które są drogie. On skupuje od kilkudziesięciu lat akcje dokładnie w ten sam sposób. Kiedy spadną! Dlatego sygnały kupna następują na spadku, a sygnały sprzedaży na wzroście, nie odwrotnie.

Dlatego bessa zaczyna się od osiągnięcia szczytu, a hossa od akumulacji na spadkach. Dlatego też cały czas twierdzę, że poprzez demontaż OFE za rządów Tuska skasowali nam możliwość bycia w hossie w czasie, kiedy zagranica dosłownie zapieprzała w górę. Dzisiaj co najwyżej jesteśmy w fazie korekty bessy, trwającej od 2007 roku.

To, co się dzieje (zwłaszcza w USA), to dość poważny problem. Zobaczmy najpierw, gdzie kapitał inwestorów instytucjonalnych wykładał pieniądze na rynek:

Wolumeny wprost wskazują na strefę 3050-2850. To jest przedział, gdzie na rynek wyłożono rekordowe pieniądze. Na tamtym etapie nie udało się uspokoić paniki. Ale jedno z pewnością się udało. Zakumulować wiele z całej dostępnej w ogóle podaży akcji. Dlaczego tak sądzę? Wystarczy zobaczyć, że dalszy spadek odbywa się już na dużo mniejszych wolumenach.

Rynki w ten sposób działają, że na pewnym etapie oferują ogromną podaż, którą możesz odebrać. Jeżeli Ty jej nie odbierzesz, to zrobi to ktoś inny. Dlatego podczas spadku na fali 1 wolumeny są nijakie, na fali 3, kiedy panika się rozkręca, są największe, a na fali 5 już są dużo słabsze. Z rynku uciekają niedobitki. Duży kapitał chłonie więc wszystko na fali 3. Rynek może być dalej w panice, ale aktywa w przeważającej części już zmieniły właścicieli.

Dość poważny problem, o którym napisałem na początku, polega na tym, że spadek na fali 5 (jako fali wtórnej) jest całkiem spory i mocno przesuwa cenę w dół od dołka fali 3. Panika na rynku okazała się zdecydowanie większa, niż mógł to przewidzieć duży kapitał. Dlatego też do działania na koniec minionego tygodnia wkroczył FED.

Bank centralny USA wpompował w rynek ogromną ilość gotówki, jako gwarancję dla zachowania kapitału przez dużych graczy, którzy kupowali wyżej. Było więc całkiem poważnie. Jestem przekonany, że powyżej widać transakcje wielokrotnie przekraczające budżet naszego kraju. Obsuwa kapitału szła w setki miliardów zł. FED jednak nie zawiódł. Ręka rękę myje.

Bessa bessie nierówna

Wróćmy jednak do głównego tematu, czyli czym różni się bessa 2007-2009 od obecnej sytuacji. Moim zdaniem tym, że aby bessa nastąpiła, wpierw w czasie trwania wzrostu musi nastąpić dystrybucja. Nie dość, że dystrybucji nie było, to na dodatek w trakcie spadku zostały wyłożone na rynek biliony dolarów, aby utrzymać wzrost (w końcu jesteśmy w fali 4, która jest korektą przed dalszym ciągiem hossy w fali 5). FED oprócz wsparcia gospodarki i walki z wirusem ma też dodatkowy priorytet. Bronić hossy na Wall Street za wszelką cenę. Kondycja rynku akcji jest bowiem dla Amerykanów wyznacznikiem dobrobytu i właściwiej polityki wewnętrznej. Zdanie, że ludzie głosują portfelami, nigdzie tak się nie sprawdza, jak w Ameryce. Amerykanie zaś głosują portfelami nie tylko na produkty, ale też na polityków. Już to powinno przekonać ludzi, że to nie żadna bessa, ale z dużym prawdopodobieństwem jedna z najlepszych okazji inwestycyjnych, jaka w ogóle pojawiła się w czasie ostatnich lat.

Nasz krajowy rynek był słaby i również został przeceniony. Co jednak uciekło w dół, prawdopodobnie (właściwie z dużym prawdopodobieństwem) w dość szybkim tempie wróci do swoich poziomów cenowych. Dlatego ktoś, kto ma aktywa, raczej nie powinien panikować, a jeżeli ma pieniądze, powinien doważać, jak to robi duży kapitał.

Wiele spółek płaci dywidendy dochodzące już do 20% w skali roku. PKN i PEO mają dywidendy przy obecnych poziomach cenowych na poziomie ok. 8-9%. PZU 10%. Mniejsze spółki nieraz po 15-20%. Moje doświadczenie giełdowe podpowiada mi, że to absolutna promocja, możliwość zapakowania się w wartościowe spółki po genialnych cenach. Tym bardziej, jeżeli popatrzysz na wolumeny, które dla mnie są najważniejszym wyznacznikiem tego, co się dzieje. A te rosną. Duży kapitał nie pyta. Duży kapitał wykłada pieniądze i zbiera wartościowe aktywa, aby zarobić na nich bardzo dużo w jakiejś perspektywie czasu.

Ktoś może oczywiście powiedzieć, że jest koronawirus, ludzie umierają, a gospodarka stoi.

To jest ogromny problem, który wpływa na krótkoterminową zmienność. Zasadnicze pytanie, które warto sobie zadać, to czy spółki, które posiadam i które chcę kupić, to coś wartościowego, co w przypadku odwilży na zmrożonych rynkach będzie dla mnie dobrze pracować? Kapitał, jak pokazują wykresy, jest już zapakowany w akcje. FED działa z coraz większym rozmachem. Pytanie, gdzie zatrzyma się panika i zacznie się odwrót od krótkich pozycji?