Za każdym razem, kiedy na rynku pojawiają się spadki, stajemy w obliczu podbitej sporymi emocjami dyskusji, dlaczego kupujemy/trzymamy akcje, skoro spodziewamy się pogłębienia bessy. Przecież można zaczekać i kupić taniej, mając przez to więcej akcji i wyższą stopę dywidendy. Przedstawię nasz punkt widzenia na te wątpliwości. Na giełdzie – w środowisku opartym na prawdopodobieństwie, a nie twardych przesłankach, trzeba umieć podejmować decyzje. Składają się one na umiejętność inwestowania na giełdzie.
Dlaczego warto kupować akcje w czasie bessy?
Nie znam żadnego inwestora (nie mylić ze spekulantem), który potrafi z dużym prawdopodobieństwem i regularnie typować rynkowe dołki w długim terminie i wtedy kupować akcje. Czasem taka sztuka się uda, ale to będzie raczej szczęście niż system i strategia.
Zawsze może być taniej. Przykładem jest nasz zakup KGHM (akcje KGHM), czyli spółki, która nie nie była spółką dywidendową przecież. Kupowaliśmy ją jeszcze przed pandemią po ok. 95 zł. Gdy kurs spadł w marcu 2020 roku, doważyliśmy akcje za identyczną kwotę. Ponieważ cena była o połowę niższa, kupiliśmy 2x więcej akcji. Średnią cenę zakupu zbiliśmy do 67 zł. Akcje sprzedaliśmy finalnie po 143 zł.
Potem cena urosła do ok. 220 zł. Oczywiście była pełna emocji dyskusja o utraconych korzyściach. Tyle, że podobnie jak z dołkami, typowanie szczytów to bardziej kwestia szczęścia niż umiejętności. Dziś zaś KGHM chodzi po 116 zł.
Kółka to spekulacja, która źle się kończy
Jeśli ktoś myśli, patrząc po czasie na historyczny wykres, że można było sprzedać przed pandemią, kupić za całość po ok. 50 zł, sprzedać powyżej 200 zł i teraz czatować na kolejne kółko i wydaje mu się, że da się to regularnie powtarzać w przyszłości, która jest nieznana, to raczej się rozczaruje.
Próby zgadywania, co, kiedy i na jakim poziomie zrobią indeksy, by na tej podstawie ryzykować własne pieniądze, przypominają wróżenie z fusów. Nie wydają mi się rozsądnym podejściem do inwestowania. Gdyby było to skuteczne, to pewnie nikt nie stawiałby stop loss, bo i po co. Większość firm traderskich ma skuteczność poniżej 50%, a zyski generuje rozproszenie ryzyka na duży zespół, stop loss, zarządzanie kapitałem i konsekwentne wykorzystywanie przewagi.
W poszukiwaniu przewagi inwestycyjnej
Każdy inwestor powinien znaleźć swoją przewagę. Dla nas jest to dywidenda w odpowiedniej wysokości, wypłacana przez rentowną i godziwie wycenianą spółkę. Każdy umiejący liczyć inwestor rozumie, że stopa dywidendy może wzrosnąć na dwa sposoby:
- Spółka podniesie wartość wypłacanej dywidendy,
- Cena akcji spadnie.
Oczywiście może się pojawić taka sytuacja na rynku, że wydarzy się 1 i 2. To optymalna kombinacja. Zwykle jednak najłatwiej podnieść stopę dywidendy, gdy kupujemy akcje w czasie spadku. Kiedy ceny akcji spadają, jesteśmy w stanie kupować coraz więcej akcji za kwotę X.
I znów wracamy do kwestii, że zawsze może być taniej. Może być i jeśli robimy kółka, to jest problem, bo zwykle spekulanci działają emocjonalnie. Gdy cena po zakupie spadnie, to albo uderzy w stop loss, albo spekulant sam zamknie pozycję, żeby nie powiększać straty. Pomijam prowizje, bo te dla każdego są inne. Każda zaksięgowana strata jednak powoli wykrwawia nasz kapitał.
Warto wykorzystywać przeceny, jak pandemia COVID-19
Wiele spółek w portfelach kupiliśmy w czasie przeceny w marcu 2020 i mamy do dziś. Przykładowo PEO (akcje Pekao) w dywidendowym po raz pierwszy kupiliśmy 16 marca 2020 (dołek na WIG20) po 56 zł. I wiesz co? Cena potem jeszcze spadła w listopadzie do ok. 40 zł, gdy inne akcje już od marca rosły. Nie przeszkodziło to PEO w dobiciu do poziomu ok. 138 zł w styczniu 2022. Początkowe żale na forum i w mailach ucichły. Pamięć ludzka jest jednak ulotna i temat okazjonalnie do nas wraca
Prawdopodobieństwo i przewaga na giełdzie działają tak, że można mieć doskonały system, który ma skuteczność np. 80%. Nic to jednak nie zmienia, jeśli zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa trafimy na serię porażek. Niech to będzie 20 stratnych transakcji z rzędu. Jeśli na każdej oddamy 3% kapitału, to pozbywamy się ok. 60% środków. Każda porażka przybliża nas do sukcesu, ale czy zostaną nam środki, gdy już nadejdzie?
Zdejmujemy z siebie tą presję, jeśli skupimy się na czymś innym, niż cena akcji. Dla nas jest tylko środkiem do celu, jakim jest maksymalizacja dochodu pasywnego z dywidendy. W takim układzie akumulując akcje, gdy rentowność dywidendy osiąga i przekracza założony poziom, powiększamy pule aktywów, która dla nas pracuje.
Na GPW celujemy w rentowność dywidendy 6-8% i staramy się, by była przynajmniej 2-krotnie wyższa od przeciętnej dla danego indeksu, do którego wchodzi spółka. Jeśli taki parametr jest spełniony, w kontekście kursu jest dla nas wystarczająco tanio. Może cena potem jeszcze spadnie, ale nie kupujemy za cały kapitał. Zawsze trzymamy zapas gotówki, by ewentualnie doważyć takie akcje i zwiększyć sobie stopę dywidendy.
Wyobraź sobie ten proces jako kupowanie lokali na wynajem. Kupujesz je, gdy są Ci w stanie zapewnić odpowiednią rentowność z najmu. Im taniej, tym lepiej, ale nie ma gwarancji, że jak kupisz, to podobnego lokalu w tej lokalizacji za jakiś czas nie mógłbyś nabyć taniej. Nie wiesz też, czy nie kupujesz na górce cenowej. Mimo to nabywcy kupują, bo zależy im na posiadaniu jak największej ilości lokali, które zapewnią regularny dochód. Cena lokalu ważna będzie w momencie, gdy chcą sprzedać nieruchomość. Jednak póki ta zapewnia dochód w odpowiedniej wysokości, nie ma sensu się jej pozbywać.
Nie inaczej jest z akcjami. Ich przewaga nad nieruchomościami to m. in. łatwość nabycia/zbycia i sporo niższa bariera wejścia. Również zapewnią regularny dochód w postaci dywidendy. Przy inwestycjach zagranicznych 2-4 razy w roku, a w USA są akcje, które płacą dywidendę nawet co miesiąc.
Podsumowanie
Jeśli chcesz łapać najlepsze ceny na rynku do zakupu i sprzedawać na górkach, a jednocześnie chcesz budować długoterminowy portfel spółek wypłacających dywidendę, to mam złą wiadomość. Raczej nie będziesz w stanie tego pogodzić. Gdyby to było realne, Buffett cały czas obracałaby akcjami, próbując złapać dołek i szczyt.
Skoro SP500 ma spaść jeszcze np. 20%, po co kupowałby HPQ. Przecież mógł zaczekać i kupić taniej. Tyle, że okazja inwestycyjna dla niego znaczy zupełnie coś innego niż najniższy kurs akcji. Nawet ten legendarny inwestor ma w portfelu akcje na solidnym minusie względem aktualnej ceny.
Zaloguj się na swoje konto, aby zostawić swój komentarz.