Jak zarabiać w czasie bessy?

12.05.2022, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Na rynku istnieje kilka stylów inwestowania. Takich sposobów jest również kilka w świecie profesjonalistów. Dzisiaj coraz słynniejszym robi atak spekulacyjny na niektóre kryptowaluty. Dla niektórych był to idealny schemat, bowiem tokeny wypłacały po 20% odsetek. Mało kto był jednak świadomy, że te 20% odsetek pochodziło z emisji innych tokenów, więc kasa spływała, dopóki byli nowi nabywcy. Tak to rozumiem i postrzegam jako schemat Ponziego.

Zakazany jako piramida finansowa (bo wypłaty są uzależnione od wpłat kolejnych członków piramidy). Teraz system padł. Coś, co warte było na początku maja 100 dolarów, dzisiaj możesz kupić za 2 centy. I co ciekawe, z punktu widzenia faktycznej wartości, zarówno wtedy jak i dzisiaj, wśród profesjonalistów stawiających na wartość, był to po prostu nic nie warty papier (dokładnie zapis elektroniczny). Został sprowadzony do godziwej wyceny.

Wzrost kontra wartość

Na rynku od dawien dawna trwa dyskusja, czy stawiać na spółki wzrostowe (jak Tesla), czy spółki wartościowe (coś, co nazywam twardym biznesem, związanym mocno z gospodarką). Dyskusja jest moim zdaniem jałowa, bowiem samo pytanie jest źle postawione. Raz kapitał będzie płynął do jednego sektora, innym razem do drugiego. Kluczem jest coś innego. Co dzieje się z tymi spółkami w czasie bessy?

Spółki wzrostowe lubią być rozgrywane, a zatem zwiększać swoją wartość ponad przeciętnie. Bywa, że pojawia się hossa, a na jej falach ceny są mocno pompowane. W tym czasie spółki wzrostowe pełzną w górę. Czuć na nich niedosyt, bowiem inne spółki mają już dużo większe wyceny. Przypomina to trochę bajkę o żółwiu i zającu i ich wyścigach. Dla tych, co nie mają dzieci lub bajki nie znają, żółw, mimo, iż wolniejszy, systematycznie szedł i doszedł do mety szybciej od zająca, który po drodze robił różne inne rzeczy. Żółwiem są oczywiście spółki wartościowe.

Jak się zachowują w bessie?

Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że przychodzi bessa. Dokładnie tak, jak teraz przyszła. Rynek powinien się przecenić o jakieś 20-30% od średniej. Tylko problem polega na tym, że spółki wzrostowe urosły o 50%, a te wartościowe o mniej więcej wartość dywidendy + procent wzrostu rynku. Powiedzmy, że jest to 20%. Bessa zrównuje wszystkich. Przychodzi i zrównuje. Spółki wartościowe spadają spokojnie te 20-30%, robiąc się tanimi, a rentowność dywidend (lub pracy kapitału) rośnie. Spółki wzrostowe równane są do szeregu, a potencjał ich przeceny sięga 50-70% (nie zawsze, ale jest ogromny).

I teraz jaka robi się różnica pomiędzy spółkami wzrostowymi i wartościowymi? Już piszę.

Spółki wzrostowe mają na pokładzie całą masę inwestorów, którzy kupowali po wysokich cenach i w przyszłości będą stanowili stronę podażową. Takie spółki często są już rozegrane i nie są chętnie ciągnięte kolejny raz w górę. Takim przykładem na naszym rynku jest sektor gamingu i CD Projekt. Myślicie, że jest wielu inwestorów instytucjonalnych, którzy będą chcieli rozgrywać hossę? Nie będzie wielu inwestorów, bowiem oni wiedzą, że mają tłum ludzi, którzy akcje mają kupione po wysokich cenach, który będzie dla nich potencjalną podażą. Po co walczyć z oporami?

Spółki wartościowe nie mają takich problemów. Na zwyżce nie są chętnie sprzedawane. Na spadku są chętnie kupowane. Ich wzrost jest wygładzony i nawet, jeżeli pojawia się bessa, to są one okazją i są podkupywane. W międzyczasie, niezależnie od wyceny płacą dywidendę, za którą można kupić więcej akcji i jeszcze więcej zarobić. Nie wiem, czy wiecie, że te spółki, które płacą rosnące dywidendy, po bessie bardzo szybko odzyskują swoją wycenę. I dalej rosną w swoim tempie.

Bessa to sito dla spółek

Bessa oddziela zatem ziarno od plew. To też sprawdzian dla charakterów inwestorów. Bez odpowiedniego mentalnego nastawienia, pojawiają się emocje, które w procesie inwestowania nie powinny występować. Jeżeli się wie, co się robi, to spadki traktuje się jako naturalny proces. Jeżeli ma się wartościowe spółki, dokupuje się je w miarę możliwości. Jest to ścieżka, którą podąża chociażby Warren Buffet. Dla mnie osobiście jest on wzorem spełnionego człowieka, który od 70 lat na rynku dokładnie wie, co robi i robi to samo. A robi to samo, bo to się od zawsze sprawdzało.

Można szaleć i mieć emocje, albo można metodycznie podchodzić do inwestowania. Kiedy kończył się ubiegły rok, sygnalizowaliśmy koniec hossy. Było 1,5 roku przyjemności. Teraz mamy bessę i jest to naturalny proces. Na jej fali obkupimy się w akcje, które są tanie. Bessa w którymś momencie będzie słabła, dając inwestorom szansę na zarobek. Posiadanie wartościowych akcji nie tylko pozwoli szybko powiększyć wartość kapitału. Kupując bardzo przecenione akcje, z marszu otrzymujemy zwiększoną rentowność kapitału. W końcu bessa daje nam szansę na zakup akcji, na których dywidenda na starcie przekracza 10% kapitału.