Słów kilka o zarządzaniu ryzykiem

11.01.2021, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Dzisiaj nie zaserwuję żadnej analizy, chociaż zobaczymy, jak potoczy się pisanie tego artykułu. Moim celem jest przekazanie najważniejszej wiedzy, tj. zarządzania ryzykiem własnego portfela podczas procesu inwestowania, niezależnie od tego, w co inwestujemy. Najpierw zarządzanie ryzykiem, później podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Szczególnie na rynku FX, który jest szybki, zmienny i lewarowany.

Z zarządzania ryzykiem nie są zwolnione nawet osoby, które lokują swoje środki tylko i wyłącznie w bankach, np. na lokatach oszczędnościowych, bądź zwykłych rachunkach bankowych. Ostatni przykład Idea Banku pokazał, że bank był mocno niedokapitalizowany i (podobno, sam nie badałem) zagrożony upadłością. Depozyty oczywiście są gwarantowane kwotą do 100 tysięcy euro (o ile bank jest 'powiązany” z BFG) , ale nic ponad to. Jeżeli więcej trzymasz w ryzykownym banku, to powyżej tej kwoty nic nie odzyskasz w przypadku jego upadłości. Mimo tego, że bank daje 3% na lokacie, to nie lecimy na hurra do takiego banku, tylko najpierw patrzymy, czy nasze środki są gwarantowane w BFG, a jeżeli już tak, to wypada sprawdzić, czy sam bank jest czysty. Po co robić sobie kłopoty.

Jest takie powiedzenie, od dawna powtarzane, które chyba każdy zna lub słyszał:

Jest interes do zrobienia. A ile można stracić?

Ten cytat z kabaretu Dudek jest zawsze aktualny. Jeżeli podchodzimy do jakiejś inwestycji, to nie pytamy najpierw, ile możemy na niej zarobić. Emocje przy takim pytaniu płatają figla, bo często wydajemy już 'te’ zarobione pieniądze. Zastanawiamy się, ile możemy na niej stracić. Jeżeli za dużo możemy stracić, to podejmujemy jedną z dwóch decyzji:

1) Zmniejszamy skalę inwestycji w ten sposób, że ryzyko staje się dla nas akceptowalne,

2) Do inwestycji w ogóle nie podchodzimy.

Punkt drugi dotyczy oczywiście również sytuacji, kiedy danego instrumentu w ogóle nie rozumiemy, bo i takie sytuacje są (i takie osobiście z korespondencji z Czytelnikami znam).

Zarządzanie ryzykiem różnić się będzie w zależności od tego, co faktycznie chcemy robić na giełdzie. Zupełnie inaczej do ryzyka będziemy podchodzić, jeżeli naszym celem jest kupno dobrych akcji spółek dywidendowych, a jeszcze inaczej, jeżeli będziemy chcieli zarobić tylko i wyłącznie na zmienności ceny akcji.

W tym pierwszym przypadku będziemy czekać, aż ceny akcji spadną, aby je zakupić za uskładane oszczędności. Jest wśród nas kilka osób, które gromadziły gotówkę kilka lat i pandemia sprawiła, że wydały całą dostępną na tanie akcje dywidendowe. Takie akcje następnie będziemy trzymać wiele lat, bez względu na ich zmienność ceny po zakupie. Interesuje nas bowiem zwrot z inwestycji w postaci płaconej dywidendy, która wraz z upływem lat winna rosnąć. Taki styl inwestowania preferujemy w PPCG Stock.

Pamiętajmy, że najprostszym i najbardziej skutecznym sposobem kontroli ryzyka na rynku kasowym jest dopasowanie wielkości pozycji tak, by potencjalny spadek wartości akcji jednej spółki w portfelu mieścił się w granicach akceptowalnej straty. W przeciwieństwie do Forex, gdzie operujemy wirtualnymi kontraktami, akcje są udziałami w spółce. Mamy akcje, więc mamy kawałek firmy, przypisany do nas w KDPW i jest minimalne ryzyko, że będą warte 0 zł, jeśli firma się rozwija i zarabia.

W drugim przypadku – jeżeli interesuje nas głównie zmienność ceny – wchodzimy na bardzo trudny teren. Dobre zarządzanie pozycjami jest tutaj możliwe, podobnie, jak operowanie stopami. Trader winien się jednak pogodzić z faktem, że na 10 zajętych pozycji zyskownymi okażą się 2-3, a mimo to zarobi. I to pewnie sporo pieniędzy, o ile nie zrobi po drodze żadnego błędu.

Kluczem do zarabiania jest ponoszenie minimalnego ryzyka, które ogranicza możliwość zajęcia pozycji tylko w sytuacji, w której ryzyko może być w pełni kontrolowane. Ryzyka nie da się uniknąć, ale można je kontrolować i sprowadzić do poziomu, który nie zagrozi naszym finansom.

Przykład kontroli ryzyka

Widzimy akumulację po spadku, następnie TEST danego poziomu cenowego i wejście popytu. Wtedy właśnie otwieramy pozycję, ustawiając stopa pod testem. Jeżeli test jest skuteczny (co oznacza, że na rynku nie ma już podaży), pozycja się utrzyma i zarobimy (pozycja mocno wzrośnie, skoro nie ma podaży). Jeżeli jednak na rynku jest jeszcze podaż, pozycja nam się zamknie. Nie ma tutaj miejsca na oszukiwanie się. Jest za to miejsce na twarde zarządzanie kapitałem. Tutaj jednak ludzie mają z tym problem, że pozycja ich często wycina. Jak bowiem sobie wyobrazić stratę 8 x po 1% kapitału, by na 2 kolejnych transakcjach zarobić po 50%. Statystyka jest ważna i zadziała na naszą korzyść, o ile nasza psychika będzie zdolna do takiego właśnie myślenia o zarządzaniu ryzykiem i kapitałem. I działania.

Zarządzanie kapitałem to też zarządzanie własnymi emocjami. Jako prowadzący PPCG Stock dostajemy różne wiadomości od Czytelników. Niektóre są mocno uskrzydlające, bo ludzie odnoszą świetne sukcesy. Są też niestety takie wiadomości, kiedy ktoś robi 'po swojemu’, zupełnie nie kalkulując ryzyka (w ogóle go nie kalkulując lub nie kalkulując pod siebie). Wtedy jesteśmy wszystkiemu winni, bo piszemy o inwestowaniu i jemu wydało się to takie proste.

Pamiętam człowieka, który napisał do mnie z pretensjami wiele lat temu. Przypuszczam, że miał trudną sytuację życiową i próbował się ratować inwestycjami giełdowymi. Bez żadnego przygotowania. Jego kwota inwestycji to 3000 zł. Zapłacił prowizję za wejście w dane akcje, a sama inwestycja skurczyła się o kilka procent. Wtedy zamknął i wykrzyczał do mnie, że zostało mu 2700 zł i co on teraz zrobi?! Jak się w domu pokaże?! Jak odda te pieniądze (wnioskowałem, że były pożyczone)?! Spróbowałem mu pomóc, bo napisał z prośbą o pomoc. To, co mu faktycznie poradziłem, to aby wycofał się z inwestowania ze środkami, które mu zostały i nie wchodził na giełdę, dopóki jego sytuacja się nie poprawi. Rada na pierwszy rzut oka banalna, ale chyba każdy z nas rozumie, że w pobudzeniu emocjonalnym większość doświadczonych osób nie podejmie dobrych decyzji, a co dopiero osoba w takim stanie i takim położeniu? Przecież tutaj każde wejście w akcje powodowałoby zawał serca spowodowany nawet minimalnych ruchem ceny.

Wróćmy jednak do zarządzania ryzykiem, którego osobiście uczę się bardzo intensywnie od 3 miesięcy na rynku Forex. Dlaczego tak? Bo to najpłynniejszy rynek, jaki tylko jest. Do tego w krótkiej skali czasowej (np. na interwale 5 minut) widzimy tyle świec, ile na rynku akcji w skali dziennej będzie rysowało się przez kolejne pół roku. Mamy agregat przypadków, sytuacji i podobieństw, w oparciu o które autentycznie można ćwiczyć własną skuteczność.

Na dzień dzisiejszy mogę tylko tyle powiedzieć, że zdarzają się możliwości zajęcia pozycji long ze stopem na poziomie 3 pipsów (w przypadku shorta musimy doliczyć spread) i zdarza się, że takie pozycje wytrzymują. Niebawem będę badał analogiczne sytuacje na rynku akcji, które mam nadzieję – jeżeli testy okażą się skuteczne – pozwolą z jeszcze większą precyzją i efektywniej kupować akcje w optymalnych oknach transakcyjnych na najpłynniejszych rynkach świata.