Kęty to moja największa przegrana

16.07.2021, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Świetnie się pisze o sukcesach, prawda? Trudniej jednak przyznać się do porażek, które mogą być definiowane w różny sposób. Dla mnie taką porażką jest brak w portfelu spółki, którą bardzo chciałbym mieć, a której nie mam. Taką spółką jest Kęty. System inwestycyjny, który stworzyliśmy, zakłada osiągnięcie maksymalnego sukcesu przy minimalizacji ryzyka. LTTM opiera się więc na redukcji ryzyka, które funduje nam za każdym razem umysł, który to jest stworzony do przegrywania na giełdzie. A jak bardzo stworzony jest do przegrywania na giełdzie, można zobaczyć tutaj.

Czasem niestety! zdarza się tak, że spółka, którą chcemy mieć, nie daje nam szansy na dołączenie się w momencie dla nas akceptowalnego ryzyka. Ryzyko jest tym mniejsze, im spółka jest lepsza fundamentalnie, oraz im niższa jest jej cena na giełdzie. Skuteczny inwestor musi zatem znaleźć dobrą spółkę i dobrą cenę na wejście, aby to ryzyko zaakceptować.

Co jednak, jeżeli spółka odjeżdża i nie jesteśmy jej w stanie kupić? W takim momencie człowiek bez przepracowanej psychiki (przepracowanej do poziomu bycia skutecznym inwestorem) zaczyna zadawać sobie różne pytania i dawać różne uzasadnienia:

1) Jednak mogłem ją kupić po cenie, jaka wtedy była,

2) Spółka urosła o 80%, więc nic wtedy nie ryzykowałem,

3) Trzeba było brać, jak było tanio.

Jak sobie z tym poradzić? Odpuścić. Po prostu odpuścić. Takie coś usłyszałem od Pana Rafała Glinickiego, który jest traderem. Powiedział on mniej więcej takie zdanie:

Czasem sygnał transakcyjny po prostu się nie narysuje i trzeba czekać na kolejną okazję.

Odpuścić i czekać cierpliwie na kolejną szansę.

Rynek taki jest, że czasem nie daje nam szansy na dołączenie się do trendu i taki stan rzeczy trzeba zaakceptować. Nadrzędnym działaniem – jak się wydaje – każdego inwestora powinna być przede wszystkim ochrona kapitału, a to wiąże się z koniecznością wchodzenia na ściśle wyznaczonych poziomach wedle wyznaczonych reguł postępowania. Bezpieczeństwo nie zakłada jednak pogoni za ceną, jak odjeżdża (przynajmniej w większości przypadków).

Czy zatem jest gdzieś jakiś punkt równowagi, gdzie należy uznać, że wyższe ceny (które trudno nam zaakceptować) są mimo wszystko bezpieczne dla aktualnej sytuacji i prawdopodobieństwo nie daje nam większych szans na niższe ceny w danym okresie czasu? Wydaje mi się, że jest taki punkt równowagi, ale bardzo trudno go określić.

Na ten punkt równowagi wpływ mają takie zmienne jak aktualne przepływy kapitałów na rynku, cykle giełdowe, zachowanie zagranicznych inwestorów, strach lub poczucie bezpieczeństwa na rynku, sentyment do danych akcji, czas, jaki dane akcje już rosną, pewność przyszłych dywidend, zapewne układ falowy, indywidualne oczekiwania i wiele, wiele innych. Wiele z tych zmiennych jest bardzo subiektywnych i jak można się domyślić, trudno je jednoznacznie zdefiniować. Co dopiero łącznie wyważyć, dając sobie odpowiedź, czy obecna cena jest właściwa.

Proponuję zatem mimo wszystko stosować system inwestycyjny, który się posiada, który to przede wszystkim równoważy nam ryzyko dla kapitału. Na giełdzie wciąż łatwiej się traci, niż zarabia, dlatego nie można sobie pozwalać na kardynalne błędy. Im mniej błędów, tym nasze wyniki będą bardziej zadowalające.