ZUS, czy lepsza własna emerytura?

24.10.2022, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Zaletą systemu emerytalnego, jaki oferuje ZUS, jest powszechnie postrzegane bezpieczeństwo przyszłości. ZUS w zamian za to, że jest karmione obecnymi składkami, obiecuje dawanie nam naszych środków, powiększonych o waloryzację.

Bezpieczeństwo takiego rozwiązania gwarantowane jest przez Skarb Państwa (powszechne jest w końcu dopłacanie do ZUS z państwowych pieniędzy).

Co nam da ZUS i PPK?

ZUS zatem poza tym, że powinien mieć swoje środki, korzysta ze środków państwowych. Ta sytuacja będzie się naturalnie jeszcze bardziej pogłębiać, bowiem ilość pracujących przypadających na ilość emerytów będzie spadać.

To, co ZUS może nam zaoferować, to coraz niższe emerytury, mimo opłacania przez nas składek. Nazywa się to stopą zastąpienia, która wraz z biegiem lat jest coraz niższa (wykres dostępny jest na stronie 4 raportu). Sama emerytura jest coraz wyższa kwotowo, jednak procentowo do poziomu średniego wynagrodzenia jest coraz niższa. Oznacza to, że stać nas na coraz mniej, a emeryci za 20-25 lat będą dosłownie w opłakanej sytuacji. Niektórzy mają o tym odwagę głośno mówić, ale ich głosy raczej są niesłyszalne.

Rząd próbuje zapobiec katastrofie, nawet nieco na siłę, próbując zmusić ludzi do przystąpienia do PPK. Pracownicze Plany Kapitałowe byłby nawet niezłym rozwiązaniem, gdyby nie fakt, że cała sytuacja w naszym kraju przypomina zarzynanie świni, zanim urośnie. Jakkolwiek brzmi to porównanie, to dokładnie takie przychodzi mi do głowy.

Z jednej strony zapisanie ludzi do tego systemu opartego przede wszystkim na giełdzie/obligacjach zaczyna być obligatoryjne, z drugiej strony rząd robi wszystko, aby zarżnąć spółki giełdowe nowymi daninami. Te dwie strony się nie składają i nie dadzą ludziom stopy zwrotu w długim terminie.

Własna emerytura

Potencjał rynków zagranicznych

Uznaliśmy więc, że nie jest złym pomysłem zrobienie sobie własnej emerytury, ale opartej o system amerykański lub brytyjski, gdzie istnieje długa i niezachwiana ustaleniami rządowymi tradycja rozwojów rynków kapitałowych. Inwestorzy żyją z rynkami finansowymi w synergii. Inwestorzy dostarczają kapitał, spółki giełdowe zaś dostarczają zyski. I rząd tutaj nie przeszkadza.

Sama kultura dużych i poważnych spółek amerykańskich chociażby polega na tym, że zarabiają one coraz więcej, a zatem posiadają zdolność do wzrostu wycen w czasie oraz wzrostu wypłacanych dywidend dla posiadaczy akcji. Posiadając początkowy zwrot na poziomie 4% (początkowa dywidenda) masz szansę np. na jej wzrost na poziomie 10% rocznie przez kolejne lata. Zróbmy sobie krótką symulację krok po kroku.

Jaka dywidenda od 100 000 zł?

Mamy kogoś, kto pracował przez 15 lat i odłożył kwotę 100 000 zł. Dzisiaj ma 40 lat. Za kwotę 100 000 zł kupił dzisiaj spółkę amerykańską, która płaci 4% dywidendy, a jej wartość rośnie o 10% rocznie. Inwestycja odbywa się na koncie IKE, więc pomijamy podatek 19%. Automat pobiera nam za to 15% podatku w USA, zatem otrzymujemy 85% wartości wypłaconej dywidendy.

1) W pierwszym roku otrzymujemy 4000*0,85% = 3400 zł

2) W drugim roku otrzymujemy 4400*0,85 = 3740 zł    (4000*1,1  czyli wzrost dywidendy o 10% rocznie).

3) W trzecim roku otrzymujemy 4840*0,85 = 4114 zł zł

4) W czwartym roku otrzymujemy 5324 * 0,85 = 4525 zł

Idąc dalej i dochodząc do 20 roku tylko i wyłącznie posiadania aktywów, które płacą, będziemy na konto otrzymywać mniej więcej 21000 zł rocznie. To ok. 1750 zł miesięcznie z zewnętrznego systemu.

Jeżeli zdecydujemy się na reinwestowanie każdej otrzymanej dywidendy w każdym roku, to nasza oczekiwana stopa zwrotu wraz z biegiem lat zacznie gwałtownie rosnąć i przebije każdorazowo nasze oczekiwania. Tak bowiem działa procent składany. Proponuję zrobić osobiste doświadczenie i sprawdzić, jak zaczyna rosnąć dochód, kiedy powiększamy pulę posiadanych akcji tylko i wyłącznie o wartość otrzymanej dywidendy. Robi się z tego prawdziwa bomba.

Dziedziczenie środków

Budowanie własnej emerytury z systemu kapitałowego ma jeszcze jedną zaletę, o której właściwie się nie myśli. Jeżeli umieramy, nic tutaj nie ginie. To wszystko pozostaje. Emeryturę z ZUS może przejąć mąż lub żona, w zależności od tego, czy emerytura małżonka była korzystniejsza. Jest ona jednak wypłacana tylko do czasu, do kiedy się żyje.

Posiadając emeryturę zbudowaną z własnego kapitału, możemy ją przekazywać przyszłym pokoleniom.

Jeżeli ktoś zainwestował 10 000 dolarów we własną emeryturę w 1980 roku w spółkę J&J, otrzymywał zaledwie 1 centa dywidendy kwartalnie. Za jedną akcję trzeba było w tamtym okresie zapłacić pomiędzy 64, a 76 centów. Przyjmijmy, że inwestor zapłacił średnią cenę 70 centów. Kupił zatem 14 285 akcji.

Jego otrzymywana dywidenda roczna w tamtym czasie wynosiła 14 285 *0,04 = 571 dolarów brutto (zatem ponad 5%). Po 20 latach, przeżywając oczywiście krach na rynku, posiadacz takiego portfela otrzymywał w 2000 roku średnio 60 centów rocznie. To ponad 8500 dolarów, czyli 85% zainwestowanej kwoty.

Jeżeli taka osoba przekazała aktywa kolejnej osobie, to po kolejnych 20 latach, czyli w 2020 roku, można już było otrzymać 4 dolary rocznej dywidendy. To mniej więcej 57 000 dolarów rocznie. Rozumiecie ten mechanizm? Im dłużej on trwa, tym więcej można dla siebie zrobić. Wyobraźcie sobie, że co trzy lata możecie kupować z decyzji podjętej 40 lat wcześniej mieszkanie w dużym mieście za 150 000 dolarów.

Zobaczcie, jakie dzisiaj szanse na świetną emeryturę ma przeciętny 20-latek, który zaczyna oszczędzanie na własną emeryturę z dostępem do rynku amerykańskiego. Załóżmy, że jest on przedsiębiorcą i nie musi płacić 1500 zł ZUS miesięcznie, tylko odkłada go i kupuje akcje dobrych spółek dywidendowych za 18 000 zł rocznie. I tak przez 10-15 lat. Emerytura w ZUS, nawet obniżając znacząco parametry wzrostu wypłacanych dywidend, wydaje się komicznym rozwiązaniem.

Budujemy dywidendowy wehikuł inwestycyjny

Dlatego jeszcze raz polecamy policzyć to sobie samemu i podjąć decyzję o kupnie dobrych spółek amerykańskich. Otrzymacie nie tylko dochód pasywny, ale i zwiększycie wartość majątku. Tylko to wspomniane 10 000 dolarów z 1980 roku, dzisiaj na spółce J&J jest warte ponad 2,5 mln dolarów. To wyjątkowa sytuacja, ale zapewne do powtórzenia przez wiele spółek.

Stosunkowo nowa spółka na rynku, jaką jest VISA (notowana od 2008 roku) była do kupna w 2009 roku po 12 dolarów. Za nasze 10 000 dolarów mogliśmy kupić 833 akcje. Wtedy płaciły one 10 centów rocznie. To 0,83%. W 2022 roku akcje są warte 190 dolarów, co oznacza, że nasza inwestycja wyceniana jest na 160 000 dolarów. Akcje płacą 1,5 dolara rocznie dywidendy, co daje nam zwrot 1250 dolarów z zainwestowanego kapitału.

Zauważmy, że jest to zaledwie 12,5% od pierwotnie zainwestowanej kwoty po 14 latach. Te 1,5 dolara względem ceny 190 dolarów, to ok. 0,78%. Zobaczcie, 0,83% w 2009 roku i 0,78% w 2022 roku. Mając taką precyzję i inwestując w akcje 100 000 zł, możemy śmiało założyć, że za kolejne 14 lat będziemy mieli na koncie 1,6 mln zł.

Wnioski końcowe

Jeżeli dzisiaj ktoś ma 45 lat i taką kwotę na koncie, może wykonać manewr kupna takich akcji i spieniężyć wszystko na emeryturze. Jeżeli akcje kupi poprzez konto IKE, nie zapłaci podatku od zysku. Przechodząc na emeryturę w wieku 60 lat i zakładając, że będzie żył kolejne 40 lat, może liczyć na ponad 3000 zł emerytury miesięcznie (1,6 mln na 40 lat życia).

Oczywiście można zrobić to jeszcze lepiej i trzymać środki w tych akcjach, wypłacając tylko część. Wtedy z każdym rokiem kwota będzie cały czas rosła. Prawie genialne rozwiązanie. A jeżeli zdecydujemy się reinwestować wypłacane dywidendy, to nadal będziemy w bardzo dobrej sytuacji.