Jak się buduje majątek na rynku?

13.05.2022, Kategorie: Nowości, Autor: Paweł Pagacz

Muszę przyznać, że moja droga, jako inwestora na rynku ewoluuje. Trudno, aby było inaczej, jeżeli chcę osiągnąć szczyty w tej dziedzinie (jakkolwiek może to brzmieć nieskromnie). I ta droga wiodła od zachłyśnięcia się na początku analizą techniczną. Miałem wtedy może z 15 lat, rysując w gazecie Parkiet linijką kanały trendu chociażby na Agorze). Szło mi dobrze, bowiem nic tak dobrze nie działa, jak opisywanie przeszłości. Tak, przeszłości, bowiem analiza techniczna do tego została stworzona.

Do opisywania przeszłych zdarzeń i ubierania tego w słowa. Nie wiem, czy wiecie, ale analiza techniczna pierwotnie służyła analitykom do opisywania zjawisk zachodzących w gospodarce w przeszłości. Dopiero później ktoś wpadł na pomysł, że skoro coś zdarzyło się w przeszłości, to i wydarzy się w przyszłości. To oczywiście błąd i mówi nam to inwestor z ponad 70 letnim stażem na rynku.

Ile jest warta analiza techniczna?

Warren Buffet został zapytany na ostatnim zjeździe w Omaha, jak inflacja obecnie wpłynie na rynek i czy sytuacja jest podobna do tej z lat 70′ –  odpowiedział, że żadna sytuacja nie jest dokładnie taka sama. Później moja ewolucja szła poprzez inne narzędzia. Mam ich pełne półki w formie książek i oprogramowania. Dzisiaj stanowią one cmentarzysko bezużytecznej wiedzy.

Punktem zwrotnym było dla mnie przeczytanie książki „W transie inwestowania” Marka Douglasa. Przeczytanie jej pierwszy raz było dla mnie koszmarnym doświadczeniem, bowiem pisał on o rzeczach, z którymi naturalnie się nie zgadzałem. Wierzyłem święcie w metody, które obecnie są na moim półkowym cmentarzysku. To nic, że statystycznie raz działały, utwierdzając mnie, że mam rację, stosując je. To, że innym razem nie działały, to sami wiecie – coś poszło nie tak.

W transie inwestowania Mark Douglas
W transie inwestowania Mark Douglas

Mark Douglas udowodnił i utworzył we mnie nowe przekonania (chociaż z trudem), że na rynku wszystko opiera się o prawdopodobieństwo. Możesz stosować dowolną technikę inwestycyjną, a to, czy ona zadziała, jest jedynie funkcją przypadku o określonej szansie powodzenia. I tak analiza techniczna może mieć 30% skuteczności, co będzie sprawiało, że raz zadziała, innym razem nie. Ktoś jednak będzie na jej podstawie podejmował decyzje. To samo można robić z Ichimoku, średnimi kroczącymi i wszelkiego rodzaju oscylatorami. Każde ma jakieś prawdopodobieństwo, które w danych warunkach raz będzie większe (oby), a raz mniejsze (pewniej częściej, niż rzadziej).

Powyższe tworzy to wszystko, co widzimy w formie transakcji w arkuszu zleceń. Większość ludzi podejmuje decyzje, bo chce zarobić pieniądze, uważając przy tym, że ich spostrzeżenie wyjątkowej sytuacji właśnie w tym momencie pozwoli im zarobić. Co ciekawe, ktoś, kto akurat sprzedaje akcje w danym momencie, ma całkowicie odmienne zdanie. Zgodzicie się ze mną, prawda?

Prawdopodobieństwo i metoda VSA: wolumen jest przydatny

Wracając jednak do ewolucji postępowania na rynku. Skoro już zrozumiałem, że wszystko jest oparte o prawdopodobieństwo, to wypadałoby robić coś, co daje większe prawdopodobieństwo sukcesu. Tutaj pojawiła się metoda VSA. Jest to metoda słuszna. Dlaczego? Bo chyba wszyscy się zgodzimy, że jeżeli widzimy silną akumulację, to mamy wysokie prawdopodobieństwo tego, że podaż jest zbierana i cena niebawem wzrośnie. VSA daje więc obiektywną przewagę w długim terminie, ale nie zawsze pozwala wyznaczyć dołek. Trafienie w dołek też jest rodzajem prawdopodobieństwa. Raz jest większe, raz jest mniejsze. Niektórzy jednak oczekują, że w fazie akumulacji i tak się uda trafić w dołek, bo nie akceptują niższej wyceny rachunku. Warto się nad tym zastanowić.

Powyższe wciąż nie dawało mi jednak spokoju, bo mieć prawdopodobieństwo, a zarabiać rzeczywiście w długim terminie w sposób spokojny i zrównoważony, to dwie różne sprawy. I tutaj moje oczy rzeczywiście zaczęły intensywnie patrzeć na Warrena Buffeta i na to, co on robi. Istotne było również to, dlaczego to robi.

Usprawniamy VSA: rentowność kapitału

I tak do metody VSA dołączyliśmy coś, co nazywa się rentownością kapitału. Napisałem na ten temat już kilka artykułów na niniejszym blogu, ale wiem, że pewnie większość czytelników może dzisiaj do nich nie trafić. Napiszę więc, że analizując transakcje Buffetta, doszliśmy do wniosku, że w istocie liczą się dla niego dwie (no może trzy) zmienne, a reszta jest tylko otoczką marketingową:

1) Spółka musi wypłacać (w miarę wysoką) dywidendę (po inwestycji kapitał musi osiągać rentowność, niezależnie od ceny akcji, zasilając jego kapitał inwestycyjny),

2) Wartość dywidendy musi rosnąć w miarę dynamicznie (powiedzmy więcej, jak 10% rocznie),

3) Spółka nie może mieć dużego zadłużenia, a sam wskaźnik wypłaty dywidendy (payout ratio) nie może być zbyt duży. To dobre zabezpieczenie, bowiem umożliwia spółce sprawne manewrowanie rosnącymi wypłatami (patrz punkt 2) niezależnie od zmienności warunków rynkowych spółki w krótkim terminie.

W istocie, aby zarabiać (wytwarzać majątek) na rynku kluczowe jest kupowanie akumulowanych spółek (tutaj kłania się znajomość VSA), które w zasadzie spełniają warunki tak uwielbiane przez Warrena Buffeta. Wymieniłem je przed chwilą. Zauważcie, że w tej definicji nie ma nic powiedziane na temat ceny akcji, po której akcje opłaca się kupić. To też powód, dlaczego na rynku w długim terminie jest tak mało zarabiających. Patrzą nie w tym kierunku, co trzeba. Dla większości inwestorów ważna jest cena. Dla profesjonalistów ważne jest posiadanie aktywów o określonych parametrach. Mając je, ma się pewność, że rynek w swoim czasie zrobi z wyceną akcji, co trzeba.